"URODZINY. A GDYBY MIEĆ JE CODZIENNIE?" David Baddiel


Urodziny. A gdyby mieć je codziennie? Które dziecko nie chciałoby mieć każdego dnia urodzin. Codziennie tort, prezenty, goście, zabawa. Taka myśl kusi, lecz czy to takie fajne, jeśli coś, na co czekamy cały rok miałoby stać się rutyną? Czy nie znudziłoby się? Czy nie straciłoby na znaczeniu?

Sam Green  mieszka wraz z rodzicami oraz z prawie ośmioletnią siostrą Ruby na siedemnastym piętrze w wieżowcu Noama Chomskiego. Wielbiciel Star Treka i w ogóle sciene fiction. Chodzi do Szkoły pod Lasem i lubi majsterkować. Marzy o teleskopie, deskorolce, chomiku, nowych adidasach, zestawie narzędzi, iPodzie, również o książkach Davida Walliamsa. Na swoje 11. urodziny otrzymuje wszystkie rzeczy z listy. Jest bardzo szczęśliwy, lecz, po dniu pełnym wrażeń, nie może zasnąć. Wstaje więc z łóżka i zaczyna obserwować niebo przez swój nowy teleskop. Nagle jego oczom ukazuje się spadająca gwiazda. Sam, nieświadomy tego, że wybija akurat północ, wypowiada życzenie: "Chciałbym mieć urodziny każdego dnia!". Od następnego poranka chłopiec obchodzi urodziny dzień w dzień. Początkowo bardzo mu się to podoba, lecz po iluś krotnych życzeniach i ciągłego zainteresowania jego osobą, zaczyna mieć tego dość. Staje się gruby od codziennego jedzenia tortu oraz niegrzeczny, ponieważ nie ma ochoty nieustannie dziękować za prezenty. Dodatkowo jego frustrację potęguje zaginięcie ukochanego dziadka i oddałby wszystko, by każdy zajął się poszukiwaniami członka rodziny zamiast jego świętem.

Książka daje dużo do myślenia. Uczy, że co za dużo, to niezdrowo, a także że warto czekać na ten szczególny dzień, ponieważ staje się on wtedy wyjątkowy i miło się go zapamiętuje.
"Jeśli każdego dnia jest szczególny dzień...wówczas żaden dzień nie jest szczególny!"
To dzieło literackie podobało mi się. Baddiel wprowadził wielu zabawnych bohaterów, zwłaszcza postać dziadka Sama, który co jakiś czas ucieka z Abbey Court (można powiedzieć domu starców) na łono natury oraz "przeklina" wymyślając śmieszne i niestandardowe nazwy, np: zdziadziały dyftong, ciołkowaty chwastosmerf czy żwirowa szczeżuja. Sama,czytając, uśmiałam się niejednokrotnie. Ponadto krótkie rozdziały i dość duże litery zachęcają dziecko do czytania. To przezabawna książka z morałem.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu



Komentarze

Popularne posty