"AMANDINE" Anett Lievre



Biorąc do ręki tę powieść, nie wiedziałam czego się spodziewać. Każdy debiut niesie ze sobą wielką niewiadomą.

Evan, po rozstaniu z żoną, przenosi się do Australii i kupuje farmę strusi. Pewnego dnia spotyka na swej drodze zranioną Amandine. Poszarpana emocjonalnie dziewczyna, skrywa się "pod jego skrzydłami". Otoczona przez niego opieką, próbuje dojść do siebie po ucieczce od męża tyrana. Sam Evan stara się zapomnieć o żonie, która go zdradzała.
Piekło, jakie przeszła główna bohaterka, pozostawiło w niej blizny wewnętrzne i ból. Evan stanowi swoistą maść kojącą. Czy przeżycia, jakie odcisnęły piętno na psychice tych ludzi wpłynie na ich wspólne życie?
Na pewno będą musieli przejść długą i krętą drogę. Ich spotkanie daje nadzieję na lepsze, normalne życie bez strachu i huśtawek emocjonalnych.

"Wtedy mnie złamał. Stałam się mechanicznym robotem, seksualną zabawką, workiem treningowym. Stałam się wszystkim tym, czego oczekiwał ode mnie mąż".


Ostatnio trafiają w moje ręce same udane debiuty.

"Amandine" to wciągającą i poruszająca podróż w głąb australijskiej krainy. Nie mogłam się oderwać  od tej ciekawej i pełnej skrajnych uczuć historii. Duża trzcionka dawała komfort czytania, a grafika kangurków przed każdym rozdziałem pozwalała wczuć się w australijski klimat. Jednoosobowa narracja dawała możliwość wniknięcia w głąb umysłu bohatera, lepiej go rozumiejąc.

Nie da się ukryć, że głównym tematem jest miłość. Amandine i Evan pragną jej każdą komórką swojego ciała. Marzą o takiej pięknej, prawdziwym uczuciu, pozbawionym zdrady, terroru, gdzie prym wiedzie zaufanie i zrozumienie.
Polecam. D.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu 

Komentarze

Popularne posty