"Złodziejka listów" Anna Rybakiewicz


Czy ktoś pamięta jeszcze, jak się pisze list? Teraz pismo odręczne zostało wyparte przez smsy, massenger, Whatsapp, czy inne aplikacje. Chociaż emocje w nich przemycane są takie same, to jednak list napisany na kolorowej, pięknej papaterii zawsze cieszył oczy. 

Astrid Rosentahl, po ucieczce z getta, znajduje przystań w Warszawie u Frau Kluge. Z fałszywymi papierami stara się grać Polkę imieniem Karolina, by nikt nie rozpoznał w niej żydówki. Chociaż ma ciemne, żydowskie rysy twarzy, stara się nadrabiać charakternym zachowaniem, by nikt nie domyślił się, kim tak naprawdę jest. Musiała szybko nauczyć się grać kogoś innego. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że ta umiejętność zaowocuje w przyszłości karierą.

Kiedy pierwszego dnia pobytu w Warszawie spotyka twarzą w twarz niemieckiego oficera SS, jej ciało drży. Drżenie to spowodowane jest strachem, emocjami, ale i porywami serca, uczuciem, jakie się w niej narodziło w chwili spojrzenia w oczy Walterowi Schmidtowi. Połączyła ich miłość do muzyki i literatury. Kiedy Walter rozgryza pochodzenie Karoliny, ta ucieka. Mieszkając w jednym mieście nie sposób się na siebie nie natknąć, zwłaszcza jeśli los kilkakrotnie próbuje złączyć ich drogi. Czy ucieczka to dobre rozwiązanie? Dlaczego niemiecki oficer chce odnaleźć żydowską dziewczynę: żeby ją zabić, czy uratować?

Ach, cóż to za przepiękna powieść. Wzruszająca, nieodkładalna, cudowna. W fabule lata wojenne i powojenne przeplatają się z rokiem 2014, kiedy listy Astrid pisane do Waltera w czasie II wojny światowej trafiają w ręce Zosi Kalety. Jakim cudem znalazły się w posiadaniu dziewczyny, tego nie zdradzę. Powiem jedno: warto przeczytać! I zachęcam do sięgnięcia po tą fascynująca historię. A Anna Rybakiewicz, drugą już powieścią, skradła moje czytelnicze serce i wpisała się do grona najlepszych polskich autorek. 

Komentarze

Popularne posty