"MEDEA Z WYDPY WISIELCÓW" Magdalena Knedler

"Nie umrę, ocalałam, życie mnie woła,

Lecz cóż to za życie, gdzie zawiść dookoła. 

By zyc i nie byc zhanbioną,

muszę dokonywać wyborów, 

iść nie zawsze dobrą stroną.

Za każdym rogiem czyha impertynencja 

Chce mi wyrwać, kawałek po kawałku, 

resztki mego zranionego serca".

 Magda Knedler ponownie zachwyca literackim pięknem dobranego słowa, ogromną wiedzą ( tym razem na temat mitów greckich i historii Wrocławia na początku XX wieku). Jej historie wynoszą się na wyżyny beletrystyki. Subtelnie dobranym słowem, historią, potrafi zachwycić i wzruszyć. 

Śledzimy losy Mady, która oszukała śmierć,  ocalała, jako jedyna z rodzeństwa. Można by było przypuszczać, że  jest wybranką losu, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednak nic bardziej mylnego, gdyż los zaczaił sie nad nią, by wbijać szpile. Zaznała biedy, cierpienia, upokorzenia, które na każdym kroku wdzierają się do ludzkich zakamarków. Jej życie to ciągły exodus z deszczu pod rynnę. 

Czy odnajdywała w sobie siły, by jak młode źrebię próbować stanąć na nogi?

"Medea z wyspy wisielców" to przepiękna powieść o przetrwaniu, niesprawiedliwości i ucieczce: przed śmiercią, przed upokorzeniem, przed ludzką zazawiścią. Utkana na bazie dramatu Eurypidesa. Magda Knedler, typowym dla siebie językiem, a dla mnie zachwycającym stylem, ukazuje obraz początku lat XX wieku i różnice społeczne. Porusza serca, wzrusza, magnetyzuje, rozbudza chęć na więcej. Ja wciąż się zachwycam i przeżywam. 

Tę fascynującą powieść doskonale podsumowuje cytat z innej książki autorki "Nie całkiem białe Boże Narodzenie ":

"Kiedy patrzysz na drugiego człowieka, nigdy tak do końca nie wiesz, co może zrobić, co naprawdę o tobie myśli i co zamierza. Nawet jeśli się wydaje, że jego intencje są szczere".



Komentarze

Popularne posty